Przedstawiony scenariusz jest bardzo prawdopodobny, bo "car" swoim kunktatorskim zachowaniem sam sobie taką sytuację stworzył. Gdyby nie wstrzymał ofensywy pod Debalcewem /na prośbę Makreli/ to granica byłaby na Dnieprze, a banderland nic nie znaczącym bantustanem. Ten "wybitny" szachista ma teraz dwa ropiejące "wrzody" na "zadku" - Syrii i Donbasie. Sytuacja z Azerbejdżanem też jest nieciekawa, gdyż dał ciche przyzwolenie aby usadowili się tam "mycaki", co nie wzbudza zachwytu Chin i Iranu. Natomiast rozkręcając hucpę z covidem, zasłużył się u Rosjan i miejmy nadzieję, że go odsuną.
W ciągu ostatniego roku zginęło 85 żołnierzy DRL i LRL, a ok. 200 zostało rannych – to podnosi ducha obrońców i przysparza wielbicieli "cara". Banderowcy walą czym popadnie, a obrońcy republik mogą tylko czekać, czy zostaną trafieni, bo car kazał nie odpowiadać ogniem ciężkiej broni artyleryjskiej. Podobna sytuacja jest w Syrii, gdy żydzi atakują.
Wydaje się mi, że jednak ma. Tą szansą są wzrastające skokowo ceny nośników energii oraz przystąpienie do bandy globalistów. Rosjanie jednak na tym stracą i być może Kraj się podzieli. Chciałbym się jednak mylić.
„Car” Putin ma jakieś wyjście z zaistniałej sytuacji. Kilka lat temu w rosyjskiej doktrynie wojskowej znalazło się stwierdzenie, że w razie ataku na ten kraj, Rosja odpowie atakiem jądrowym na centra polityczne i militarne hegemona, a nie podwykonawców. Innymi słowy: kosztem dla amerykanów nie będzie koszt odnowienia sobie militarnych zabawek, tylko konieczność znalezienia sobie nowego kraju.
W 2014 na Ukrainie zostały rozbudzone nadzieje na zachodnio-europejski dobrobyt, co najmniej na poziomie Luksemburga.
Putin nie był w stanie tego zapewnić, i w przypadku interwencji rozgoryczona ludność obwiniła by Rosję o przekreślenie wspaniałego marzenia i stała by się jego śmiertelnym wrogiem.
Dlatego wschodni sąsiad musi cierpliwie czekać aż Ukraińcy zrozumieją, że w zachodnim neokolonialnym systemie złoto nie leży na ulicach.
Oświat
Rozum drogowskazem Praca chlebem Prawda orężem