Koniec z pierogami. Jest smaczny przepis pana Oświata.

Latami obserwowałem teściowa, a także moja żonę, jak nieudolnie i z mozołem kleiły w dzień czy dwa przed świętami pierogi nadziewane farszem.

Co to takiego ten farsz?

Kapusta kiszona gotowana i grzyby wcześniej suszone, przed świętami moczone we wrzątku i gotowane, grzyby oczywiście prawdziwki.

Gdy jedno i drugie było ugotowane, razem zmieszane, nazywane były farszem, którym nadziewano pierogi z ciasta.

Nic głupszego na wsi nie mogli wymyślić, chociaż może było to i dobre w czasach gdy na święcie i w Polsce nie było włoskiego makaronu typu serpentynki.

Takie pierogi w czerwonym barszczu, czy podsmażane na patelni były może i smaczne, ale nie zawsze. Za dużo ciasta, za mało farszu i już smak był jakby mniej dla podniebienia wykwintny.

Ech, tak patrzyłem, patrzyłem i jak teściowa zmarła mówię do żony.

Zróbmy inaczej.

Ja opracuję recepturę ty ją dopracujesz i doprawisz.

No i zrobiłem recepturę tak z grubsza by nikomu życia nie utrudniać.



Receptura Oświata.



Woda, kapusta, grzyby, makaron, cebula, sól, pieprz.



Proporcje, jak kto woli. Mamy wolność i demokrację, więc niech każdy kombinuje po swojemu, według własnych upodobań, zasobów, smaków.

Podaje się na talerzyku, lub misce na gorąco z filiżanka czerwonego barszczu. Barszcz czerwony też gorący.

Dnia następnego podgrzewa się na patelni tak by się nieco zarumieniło. Smkuje wówczas jeszcze lepiej, Barszczyk czerwony dla popicia nie zaszkodzi.

Pycha jedzenie.

Smacznego.

Kto mądry skorzysta z podanej receptury i pochwali Oświata.

Kto tradycjonalista, niech klei dalej pierogi.